sobota, 9 lutego 2013

Chapter 4

-Kochasz ją? – Deidara ponowił pytanie.
Sasori nieruchomo opierał głowę na dłoni i mrużył oczy.
-Nie – odpowiedział krótko.
Deidara westchnął.
-Widzę, że się zmieniasz – powiedział cicho.
-Co masz na myśli? – spytał zaciekawiony.
-Hmm… Normalnie byś się z jakąś gówniarą nie cackał. Nie dałbyś się obrażać… Cały sadyzm z Ciebie uleciał jak powietrze z balonika. Poza tym widziałem jak na nią patrzysz. Te argumenty chyba wystarczą co?
Zapadła niezręczna cisza. Słychać było tylko tykanie zegara, który wisiał na ścianie.
-Gówno prawda. Daje jej fory i tyle – odparł sucho.
-Sasori… Wmówiłeś sobie, że nie zasługujesz na to, aby Sakura Cię lubiła prawda? Przez TO wydarzenie tak? To przeszłość. Zapomnij o tym i przestań ją odpychać.
Sasori nie wytrzymał. Zerwał się z krzesła i wyszedł szybkim krokiem.
***
Sakura obudziła się i usiadła na brzegu łóżka.
Jak zwykle ten palant gdzieś się szlaja – pomyślała.
Wpadła na genialny pomysł zrobienia mu na złość za nazywanie małolatą itp. Pamiętała jak Sasori się zdenerwował gdy weszła do jego pracowni. Postanowiła spróbować zobaczyć co Rudy tam ukrywa. Zakradła się do drzwi i powoli nacisnęła klamkę. W duchu modliła się aby czerwonowłosy nagle nie wrócił. Zawiasy głośno zaskrzypiały. Dziewczyna znieruchomiała i zaczęła nasłuchiwać kroków. Cisza. Weszła do pomieszczenia i wzięła lampkę ze stoliczka tuż przy wejściu. Światło rozświetliło ciemność. Z mroku powychodziły wszystkie lalki Sasori’ego. Wchodziła coraz dalej przyglądając się każdej kukle z osobna. W jej oczy rzuciła się jakaś wielka skrzynia. Sakura ukucnęła przed nią i podniosła ciężkie wieko. Na początku myślała, że to jakaś czarna szmata. Wyjęła owy kawałek materiału. Ku jej zdziwieniu to był wielki, czarny płaszcz, a tuż pod nim noże do rzucania. Jakoś te przedmioty wydawały jej się znajome. Zamknęła oczy wyszukując w pamięci skąd kojarzy te rzeczy. Nagle jej oczy szeroko się otworzyły.
Wieczór. Koniec dyżuru. Groźny gang.
To wtedy uratował mnie jakiś zamaskowany facet, który rzucał nożami… Identycznymi jak te – pomyślała i wzięła jedno z ostrzy do ręki. Nagle usłyszała głośne kroki na korytarzu. Szybko odłożyła przedmioty na miejsce i wybiegła z pracowni lalkarza. Drzwi się gwałtownie otworzyły. Sasori trzasnął nimi po wejściu i rozbił wazon z kwiatami o ścianę. Sakura patrzyła na niego zaskoczona. Chłopak zawsze był przy niej opanowany, co prawda wredny, ale nie dawał się ponosić emocjom…Nie do tego stopnia. Dla różowowłosej widok wściekłego Sasori’ego był co najmniej dziwny i zaskakujący. Bała się spytać co się stało.Chłopak trochę się uspokoił i usiadł na białym fotelu zakrywając twarz dłońmi. Sakura stała nieruchomo. Nie wiedziała jak się zachować. Pomyślała, że to niezbyt odpowiedni czas, aby poruszać temat płaszcza i noży, które u niego znalazła.
-S-Sasori? – spytała cicho.
Żadnej odpowiedzi.
-Sasori, czy coś się stało? – spróbowała znów.
Dalej chłopak milczał jak zaklęty.
-Jeśli mogę Ci jakoś pom… – nie skończyła, bo czyjaś ręka zasłoniła jej usta.
Przed nią stał czerwonowłosy, który pchnął ją na ścianę dalej trzymając dłoń na jej twarzy.
-Zamilcz – powiedział z ledwo krytą furią.
W tym jednym słowie było tyle wściekłości i nienawiści, że źrenice Sakury się zwęziły ze strachu. Każdy jego najmniejszy mięsień był spięty do granic możliwości.
Sakura delikatnie odsunęła jego dłoń ze swoich ust.
-Co się z Tobą dzieje? – spytała łamiącym się głosem. Nie wiedziała, że cała drży.
Sasori był bardzo blisko Sakury. Nawet za blisko. Mógł w każdym momencie skręcić jej kark, udusić lub inaczej uśmiercić.
-Saso…
-Mówiłem. Milcz! – wrzasnął i spojrzał na nią wściekłym wzrokiem. Nagle jego wzrok znów był pusty. Może fizycznie był tutaj z nią, ale jego świadomość była o lata świetlne oddalona od rzeczywistości.
Czemu cały czas każdy próbuje mi wmówić, że lecę na tą smarkulę?! Cholera! Jestem ostatnią osobą, która może się w niej zakochać – pomyślał.
Sakura była tak zszokowana, że już nie panowała nad swoimi reakcjami. Jedna po drugiej, łzy spływały po jej bladych policzkach.
Sasori spojrzał na nią. Coś go ukuło w sercu, gdy zobaczył zapłakaną dziewczynę. Zaczął się uspokajać. W końcu zdał sobie sprawę co się dzieje. On mocno dociskał bezbronną Sakurę do ściany, ściskał jej dłoń, która zsunęła jego dłoń z jej ust. Ona płakała? Ona? Ta dziewczyna za nic nie pokazywała słabości. Nigdy.
Cholera – pomyślał i odsunął się od niej po czym puścił jej rękę.
-Przepraszam – odparł cicho.
Sakura spojrzała na niego czerwonymi od łez oczami. Chłopak dostrzegł na jej dłoni sine ślady jego palców.
Delikatnie złapał jej siną dłoń, a drugą ręką starł łzy z policzka Sakury.
-Przepraszam. Nie chciałem. Ja… – tłumaczył się.
Co prawda dziewczyna już nie płakała, ale jej zielone oczy były pełne strachu.
Sasori mocno ją przytulił.
-Tak mi przykro – wyszeptał.
Sakura zesztywniała. Dalej się go bała.
-Boisz się mnie? – spytał łamiącym głosem.
Cisza… Zielonooka usłyszała tylko westchnięcie.
Czerwonowłosy odsunął się od niej i podszedł do okna.
-Ehh… Nie ważne – znów przyjął pokerową twarz i spojrzał na Sakurę lodowatym wzrokiem.
Chłopak odwrócił się i chciał wyjść, ale znieruchomiał gdy Sakura się w końcu odezwała.
-Czemu znów to robisz? – spytała spokojnie.
-Co?
-Znów stajesz się „starym Sasori’m” ,  który patrzy na mnie w ten sposób. Ten chłodny wzrok. Kim jesteś? Bo nie tą samą osobą, którą byłeś przed minutą.
Sasori zacisnął pięść i wyszedł.
***
-Jak to możliwe, że dowiedzieliśmy się o tym dopiero teraz?! – wrzasnął Naruto.
-Przepraszamy, szanowna pani Hokage – odpowiedział członek anbu klęcząc przed blondynką.
-Musimy ją wyrwać ze szpon Akatsuki! – krzyczał Naruto.
-Panuj nad sobą – zirytowała się blondynka.
-Ratujmy ją!
-Nie możemy. Wróg jest o wiele silniejszy. Nie mogę pozwolić na stratę silnych ninja, aby ratować nic nie znaczącą dla polityki kraju jednostki – odparła oschle.
-Że co?! Dobra, sam ją znajdę – krzyknął i wybiegł z gabinetu Hokage.
Tsunade westchnęła.
-Czemu nic pani mu nie powiedziała? – spytała Shizune.
-Zrobiłby coś głupiego, gdyby się dowiedział, że członkowie Akatsuki czają się na dokumenty, które zostaną dostarczone do naszej wioski za parę dni.
***
-Sasori! Pain Cię wzywa – krzyknęła Konan.
-Już idę – burknął.
Sasori zapukał do drzwi. Otworzył je po krótkim „Proszę”.
-O co chodzi? – sptał Pain’a siadając w fotelu naprzeciw mężczyzny.
-Mam dla was misję. Za dwa dni na teren Konoha-Gakure wkroczą ninja z kraju piasku. Ich celem jest przekazać dokumenty obecnej Hokage. Macie do tego nie dopuścić, prosta misja. Przejmujecie dane i nie zostawiacie świadków.
-Dobrze, ale czemu cały czas mówisz w liczbie mnogiej. Z kim mam wyruszyć? – spytał zaciekawiony.
-Z Haruno, oczywiście. A czy coś Ci nie odpowiada? – spytał bez emocji Pain.
Sasori zacisnął szczękę.
-Tak, nie jest mi potrzeba. Sam to załatwię. Poza tym jest za słaba w walce. – warknął.
-Przyznaj, że nie chcesz jej narażać.
Czerwonowłosy spojrzał na niego zdziwiony.
-Może… – odpowiedział przenosząc wzrok na podłogę.
-Raz pójdę Ci na rękę, możesz wyruszyć sam.
-Dziękuję – odparł cicho.

Chapter 3


Słońce już zaszło, a w lesie panował półmrok. Sakura maszerowała za Sasorim i patrzyła w ziemię. Była pogrążona w myślach typu : „Czemu akurat ja?” lub „Sasori jest tępakiem.” . Dziewczyna nie zauważyła, że chłopak się zatrzymał i wpadła na niego.
-Młoda, tutaj rozbijemy obozowisko. – powiedział stanowczo.
Młoda? No tak… Był starszy.. Gdzieś o 10 lat na oko. – pomyślała.
Czerwonowłosy zaczął rozbijać namiot. Sakura usiadła pod drzewem i obserwowała jego walkę z przedmiotem nieożywionym jakim był owy namiot. Po 20 minutach Sasori zakończył zmagania i z miną zwycięzcy spojrzał na Sakurę.
-Kretyn. – mruknęła.
-Słyszałem to. – krzyknął.
-Dobra, no więc Lordzie Idio… Sasori. Teraz rozbij namiot dla mnie. -  rozkazała na co chłopak odpowiedział jej głośnym śmiechem. Sakurze skoczyło ciśnienie.
Yhh.. Jak on mnie wkurza. – pomyślała zirytowana.
-Śpisz obok mnie. Nie jestem taki głupi, żeby dać Ci uciec, co na pewno byś zrobiła gdybym spuścił Cię z oka choć na moment. – odpowiedział z uśmiechem.
-Taa… Nie jesteś głupi? Wmawiaj sobie dalej. – odpyskowała po to, aby czerwonowłosy nie zauważył jej zmartwienia tym, że kolejny plan ucieczki legł w gruzach.
Gdy już całkowicie zapadł zmrok Sasori rozpalił ognisko i usiadł wpatrując się w płomienie poruszające się we wszystkie strony. Sakura wyjrzała z namiotu i zobaczyła przygnębionego chłopaka. Na jego twarzy widniało cierpienie. Coś drgnęło w zielonookiej, nie była w stanie dalej znieść jego smutku. Wyszła z namiotu i usiadła obok niego. Dopiero po chwili Sasori spostrzegł jej towarzystwo.
-Coś się stało? – spytała ostrożnie.
-Tak. Siedzę pośrodku lasu z pyskatą małolatą, która mnie nie znosi. – odpowiedział z uśmiechem nie patrząc na nią.
-Nie o to mi chodziło. Co Ci jest na prawdę? Widzę, że coś ukrywasz .
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Nic mi nie jest. Idź już spać młoda i się nie wymądrzaj. – powiedział oschle.
-Dobra. Pff.. A jednak taki wredny debil nie mógł cokolwiek czuć. – warknęła i poszła do namiotu.  Nie mogła zobaczyć tego, że jej słowa zraniły Sasoriego. Tym razem wyraz jego twarzy mówił wszystko.
Po godzinie czerwonowłosy położył się w namiocie i patrzył na dziewczynę pogrążoną we śnie, która leżała obok.
***
Sakura powoli zaczęła się budzić. Był jej tak wygodnie i ciepło…Wtuliła się jeszcze bardziej.
Coś było nie tak… Sakura szybko otworzyła oczy. Okazało się, że zielonooka była wtulona w Sasoriego. Dziewczyna zerwała się jak oparzona i zaczerwieniła się. Na szczęście czerwonowłosy spał.
Fuj! Yhhh.. Blee. Dobrze, że debil się nie obudził, bo inaczej nie dałby mi spokoju. – pomyślała i wyszła z namiotu.
Chłopak powoli otworzył oczy.
Sakura przeszła się kawałek po lesie, aż dotarła nad duże jezioro.
Przykucnęła na brzegu i patrzyła na swoje odbicie w tafli wody. Nadeszła właśnie okazja na ucieczkę, ale…Bała się. Jeśli doszłoby do walki między nią a Rudzielcem to nie miałaby najmniejszych szans.
-Jestem taka żałosna – powiedziała pod nosem i rzuciła kamieniem w to miejsce na wodzie, gdzie odbijała się jej twarz.
Jeśli teraz nie ucieknę to nie ucieknę już nigdy… – pomyślała.
-Powinnaś choć trochę uwierzyć w siebie – usłyszała zza pleców.
Gwałtownie się obróciła. Za nią stał Sasuke.
-Czego chcesz?! – warknęła.
-Mam zlecenie kochanie.
-Jakie? – zdziwiła się Sakura.
-Mam Cię zabić – odpowiedział spokojnie.
Z jego rękawa wyskoczyły cztery węże, które miały obezwładnić Sakurę, lecz zrobiła szybki unik.
Chakra chłopaka zaczęła unosić się nad jego ciałem. Miała odcień ciemno fioletowy i emanowała żądzą mordu. Źrenice Sakury skurczyły się, strach zaczął ją paraliżować. Sasuke zaczął powoli się do niej zbliżać wyciągając katane. Jakiś głos w głowie różowowłosej krzyczał „Uciekaj.” , lecz ona nie mogła się ruszyć. Wzięła głęboki wdech i zaczęła uciekać. W tej chwili nie myślała o niczym innym , tylko o przetrwaniu. Słyszała, że czarnowłosy rzucił się za nią. Rozpoczął się pościg na śmierć i życie. Ona była wystraszoną gazelą, on był wściekłym gepardem.
Po dwudziestu minutach ucieczki dziewczyna była wyczerpana. Miała dziwne uczucie, że coś takiego się kiedyś zdarzyło.
Sakura szła przez ciemny las. Była brudna i spocona. Bała się… Nerwowo się rozglądała i nasłuchiwała dźwięków wydawanych przez polującego na nią drapieżnika. Usłyszała trzask pękającej gałązki pod naciskiem stopy. Dziewczyna nie oglądając się zaczęła znów biec. Biegła jak najszybciej mogła. Nagle potknęła się o korzeń drzewa wyrastający z ziemi. Chciała znów zerwać się do biegu, ale poczuła wielką falę bólu wydobywającą się z rany na nodze. Powoli odwróciła głowę. Nic na nią nie było. Oświeciło ją. Ten sen… Parę dni temu miała dokładnie taki sam sen. Skupiła się i starała sobie przypomnieć co się w nim działo.
O cholera – pomyślała i szybko się odwróciła.
Czerwone ślepia patrzyły na nią ze ściany mroku.
-Mam Cię. – wyszeptał.
Sakura zaczęła krzyczeć. Resztkami siły zmusiła się do biegu.
-To nic nie da. I tak Cię dorwę tchórzu! – wrzasnął za nią Sasuke.
Szybciej biec już nie mogła, a mimo to cały czas czuła, że dystans między nią a Uchihą się zmniejsza. Był coraz bliżej. Sakura patrzyła w ziemię.
To kwestia paru minut zanim stracę życie- pomyślała.
Wpadła jak mniemała na drzewo. Mocno uderzyła głową o ziemię i spojrzała przed siebie.
To nie było drzewo. To był ktoś… – ostatnie myśli dziewczyny zanim zemdlała.
***
Dziewczyna zerwała się. Była strasznie zdezorientowana.
Co się działo? Czemu jeszcze żyje? Gdzie jest?
Rozejrzała się dookoła. Leżała na łóżku. Pokój był dosyć duży. Ściany były pomalowane na biało, podłoga była wyłożona bardzo ciemnym drewnem. Prawie czarnym. Dwa okna zasłaniały ciemne rolety. W pokoju znajdowało się parę mebli, wszystkie w czarnym kolorze. Biurko, łóżko, stolik nocny i szafa. Pomieszczenie wydawało się Sakurze strasznie puste.
Powoli się podniosła i podeszła do pierwszych lepszych drzwi. Gdy je otworzyła, myślała, że to jakaś garderoba lub łazienka. Lecz gdy jej oczy przyzwyczaiły się do mroku ujrzała na końcu pomieszczenia niski, duży stół na którym stało jedyne źródło światła czyli świeca. W pomieszczeniu nie było okien. Gdy bardziej się zbliżyła ujrzała Sasoriego grzebiącego przy jakiejś kukle.
-Sa..Sasori. Co się stało? Gdzie jestem ? – spytała cicho.
-Zasłabłaś gdy Uchiha Cię gonił. A to jest budynek organizacji Akatsuki, od dziś Twój dom – odpowiedział nie przestając pracować przy lalce.
-Gdzie on jest? – spytała drżącym głosem.
-Kto?
-Sasuke.
Chłopak cicho westchnął.
-Wycofał się…Przynajmniej w tym starciu.
Sakura się zdziwiła. Czy to oznaczało, że ON ją obronił?
-Em.. Dziękuję za ratunek. – powiedziała cicho.
-Nie dziękuj. To był mój obowiązek. Gdybyś Ty zdechła to Pain by mnie zabił. W ogóle to wyjdź z mojej pracowni – warknął, złapał dziewczynę za ramię i prowadził ku drzwiom. Teraz Sakura spostrzegła, że wszędzie były lalki. Na półkach, pozawieszanie na różnych hakach, leżały też na ziemi. Tysiące kukiełek.
Gdy oboje wyszli z owego pomieszczenia Sakurze rzuciły się w oczy rany brązowookiego. Miał zadrapany policzek, głęboką ranę na prawej ręce , ślady ugryzień węża na szyi i nóż wbity w nogę. Chłopak usiadł na łóżku i oparł głowę o dłoń i patrzył niewidzącym wzrokiem w ścianę.
-Opatrzę Ci rany – powiedziała spokojnie i wyjęła ze swojego plecaka wodę utlenioną i  bandaże.
Najpierw wyjęła nóż z nogi Sasoriego. Chłopak syknął. Przemyła prawie wszystkie rany, została tylko ta na policzku. Twarz Sakury była bardzo blisko jego twarzy gdy przemywała zadrapanie. Sasori spojrzał głęboko jej w oczy. Czuł, jakby tonął w tych zielonych źrenicach. Różowowłosa była zdziwiona. Jego wzrok był taki… czuły.
 Nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi do pokoju. Stanął w nich Deidara.
-Chyba wam przeszkodziłem.. – stwierdził zdziwiony.
-Nie. Młoda tylko opatrywała moje rany – odparł oschle.
Pff.. Znów jestem tylko „Młodą”, ale to spojrzenie nie było udawanie. Niemożliwe żeby był takim dobrym aktorem… Chyba, że…  – rozmyślała Sakura.
-Niech Ci będzie. Pain chciał żebyś zdał raport z misji.
-Dobra, przekaż mu że zaraz przyjdę.
Blondyn przytaknął i wyszedł.
-Nie ruszaj się stąd. Lepiej idź spać – powiedział ozięble.
-Yhm  – burknęła.
Gdy chłopak wyszedł Sakura położyła się i rozmyślała. W ogóle nie umiała go zrozumieć. Jedno przeczy drugiemu…Jego zachowanie jest strasznie dziwne. Raz ją lubił, troszczył się i martwił…A raz miał ją głęboko w dupie, denerwowała go i … i chyba jej nienawidził.
***
Po zdaniu raportu Rudzielec i Deidara usiedli w kuchni. Sasori popijał zieloną herbatę a blondyn piwo.
-Możemy pogadać? – spytał śmiało Dei.
-O czym?
-O tej młodej.
-Nie ma o czym. Wkurza mnie i tyle.
-Nie prawda. Widziałem jak na nią patrzyłeś. Pierwszy raz widziałam u Ciebie takie spojrzenie, więc się nie wykręcaj.
Czerwonowłosy westchnął.
-Chwila słabości – powiedział cicho.
-Kochasz ją? – spytał wprost blondyn.
Sasori oparł głowę na ręce i zmrużył oczy.

Chapter 2


Sakura szła przez ciemny las. Była brudna i spocona. Bała się… Nerwowo się rozglądała i nasłuchiwała dźwięków wydawanych przez polującego na nią drapieżnika. Usłyszała trzask pękającej gałązki pod naciskiem stopy. Dziewczyna nie oglądając się zaczęła uciekać. Biegła jak najszybciej mogła. Nagle potknęła się o korzeń drzewa wyrastający z ziemi. Chciała znów zerwać się do biegu, ale poczuła wielką falę bólu wydobywającą się z rany na nodze. Powoli odwróciła głowę. Nic na nią nie było. Odetchnęła z ulgą i znów spojrzała przed siebie. Czerwone ślepia patrzyły na nią ze ściany mroku.
-Mam Cię. – wyszeptał jakiś nieludzki głos.
Sakura zaczęła krzyczeć.
Zerwała się z łóżka… Cała spocona i wystraszona. Potrzebowała paru minut, aby dotarło do niej, że to był tylko sen. Oczy miała szeroko otwarte, a źrenice rozszerzone. Gdy już się uspokoiła poszła do łazienki i napuściła wody do wanny. Do wody dolała olejek o zapachu konwalii. Zrzuciła z siebie ubrania w powoli zanurzyła się w wodzie. Zaczęła rozmyślać o swoim życiu, a w większości o tym śnie. Był zupełnie inny od normalnych koszmarów… Był zbyt realistyczny.
Może to jakieś genjutsu.. Nie to głupota, komu by zależało aby mnie wystraszyć – pomyślała dziewczyna.
Sakurę z rozmyśleń wyrwało pukanie do drzwi. Dziewczyna owinęła się ręcznikiem i zeszła zobaczyć kto się dobija do jej domu. Gdy otworzyła drzwi nikogo nie zastała.
Pewnie jakieś głupie dzieciaki się nudzą – pomyślała i wróciła do łazienki. Ubrała się w jeansowe szorty i białą bluzkę. Usiadła na kanapie i zaczęła czytać książkę o medycynie. Sakura poczuła jakiś chłodny powiew zza pleców. Szybko się obróciła. Nic tam nie było.
Zaczynam mieć jakieś paranoje.- pomyślała poirytowana. Dziewczyna miała dość siedzenia w domu i wyszła na dwór.  Ruszyła w kierunku lasu. O tej porze uliczki Konohy były strasznie zatłoczone. Nie było nawet minuty aby ktoś nie szturchnął różowo-włosej. Ktoś mocno ją popchnął przepychając się w tłumie.
-Uważaj jak chodzisz! – zdenerwowała się Sakura i uniosła głowę.
Zamilkła. Przed nią stał wysoki mężczyzna , ok. 26 lat. Czarne, lekko nastroszone włosy i czerwone oczy. Pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy to ta , że skądś zna ten wzrok. Czerwonooki  spojrzał na nią. Gdy przyjrzał się jej dokładnie jego wzrok, który wcześniej nie okazywał żadnych emocji zmienił się w szyderczy i nie miły, a na jego twarz wstąpił wredny uśmieszek. Sakura oprzytomniała, strasznie zdenerwował ją ten chamski wyraz twarzy.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i wyminął dziewczynę.
Zielonooka nie wiedziała o co kolesiowi chodzi i również postanowiła go zignorować.
Gdy w końcu dziewczyna znalazła się w lesie wzięła głęboki wdech i zapomniała o problemach. Uwielbiała to miejsce. Ciche, spokojne… Takie miejsca emanowały pozytywną energią. Sakura udała się nad mały strumyk. Zmoczyła twarz wodą i położyła się na trawie. Wsłuchiwała się w leśne odgłosy. Najgłośniejszy był strumyk, gdy wsłuchała się uważniej usłyszała ćwierkające ptaki, dzięcioła stukającego dziobem w drzewo…
Wszystkie otaczające ją dźwięki zaczęły być coraz cichsze , aż dziewczyna usnęła.
Sakura obudziła się kilka godzin później.
Cholera, już tak późno?! – pomyślała i szybkim krokiem zmierzała do domu.
Kilkanaście minut później była u drzwi swojego mieszkania. Sakura włożyła klucz do zamka i przekręciła. Nagle jej uwagę przykuł księżyc. Była dziś wyjątkowo piękna pełnia. Cicho westchnęła i weszła do środka.
Coś było nie tak.
Stara ramka była zwrócona zdjęciem do dołu. Dziewczyna rozejrzała się wzięła je do ręki. Na zdjęciu znajdowała się ona i jej rodzice przed wielkim białym domem, który został doszczętnie zniszczony podczas pożaru. Odstawiła je na miejsce i ruszyła w kierunku kuchni. Sakura stanęła jak wryta i zamknęła oczy. Na szyi poczuła zimną stal. Ktoś był za nią.
-Nie ruszaj się. – usłyszała chłodne polecenie zza pleców.
Zielonooka strasznie się bała i nie wiedziała co robić, lecz nie dawała po sobie tego poznać. Wzięła głęboki wdech i otworzyła oczy.
-Kim jesteś i jak się tu dostałeś? – spytała cicho.
-Kim? To nie ma żadnego znaczenia. Jak? Heh.. Pomyśl. – odpowiedział.
Okej, przynajmniej wiem , że to mężczyzna.  – pomyślała i zaczęła szukać w pamięci momentu, gdy wróg wtargnął do jej domu. Oświeciło ją.
-Wtedy.. Rano, gdy myślałam, że nikt nie przyszedł tak? – spytała śmiało.
W odpowiedzi usłyszała krótki śmiech. Kunai znalazł się jeszcze bliżej jej szyi. Nie mogła nawet przełknąć śliny.
-Dosyć rozmów. Jestem członkiem organizacji zwanej „Akatsuki” i przyszedłem tu, bo nasz dowódca stwierdził, że możesz nam się przydać. Teraz udasz się ze mną do naszej siedziby. Nadążasz młoda? – spytał wrednie na koniec.
-Ta. – syknęła Sakura.
-Świetnie. To idziemy. – powiedział.
-Chwila. A co jeśli się nie zgodzę? – spytała pewna siebie, choć wewnątrz strasznie się bała.
Znów się zaśmiał. Złapał jej rękę i wykręcił do tyłu nie odsuwając kunai’a od jej szyi ani na milimetr. Zbliżył usta do jej ucha.
-I tak nie masz wyboru. – wyszeptał. Jego wargi musnęły ucho Sakury, a gorący oddech drażnił skórę. Zdała sobie sprawę z tego, że nie ma szans na ucieczkę. Jej obmyślanie planu ucieczki przerwał napastnik, który przyłożył jej do twarzy wilgotną ścierkę. Była czymś nasączona. Oczy zaczęły się jej  zamykać i straciła równowagę. Była gotowa na ból spowodowany uderzeniem w podłogę, ale nic takiego się nie stało. Poczuła tylko, że ktoś obejmuje ją w pasie i straciła przytomność.
***
Świat wiruje. Mnóstwo kolorowych obrazów przemyka przez głowę dziewczyny. Całe dzieciństwo. Wszystko zwolniło, gdy przed jej oczyma ukazał się płonący dom. Słychać trzaski. Języki ognia poruszają się we wszystkie strony, tańcząc swój taniec śmierci. Sakura płacze, właśnie straciła wszystko. Pierwsza kropla deszczu spadła na jej policzek. Stała tak podczas ulewy patrząc jak ogień stopniowo gaśnie. I nagle ciemność. Sakura czuje jakby płynęła w próżni. Powolne i powtarzające się ruchy, które wprawiają jej ciało w kołysanie. Nie wie co się dzieje. Nic nie pamięta… Cisza. Kołysanie ustało. Nagle słyszy czyjś głos, prawie szept. Jakby przez niewidzialny filtr. 
Ra… Ura..Akura… Sakura… – głos robił się coraz głośniejszy.
Znów nastała cisza.
Plask! Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy. Światło zaczęło ją bardzo razić. Gdy już przyzwyczaiła się do promieni słonecznych dotarło do niej, że ktoś ją uderzył. Siedziała oparta o drzewo a tuż naprzeciw znajdował się członek Akatsuki, którego twarz krył charakterystyczny kapelusz.
-No,no. Dopiero plaskacz Cię obudził śpiąca królewno. – powiedział wrednie.
Sakura chciała już mu coś odpyskować, ale strasznie kręciło jej się w głowie i było jej nie dobrze. Skuliła się.
-Lepiej się nie unoś. Twój organizm jeszcze nie pozbył się toksyn, których się nawdychałaś. Działają jak narkotyk. – powiedział i pogłaskał ją po policzku palcem.
Zadrżała. Chłopak miał takie zimne ręce. Poza tym czuła do niego obrzydzenie. Podły morderca,  który ją porwał i zmusił do wdychania toksyn. To przez niego tak cierpiała.
Zielonooka odsunęła się tak, aby jego ręka już nie dotykała jej policzka.
Chłopak cicho westchnął.
-Wstawaj. Nie mam siły już Cię nosić. W siedzibie będziemy dopiero jutro. Przenocujemy gdzieś w lesie i o świcie ruszymy dalej. – powiedział unosząc się.
Sakura oparła się na rękach i próbowała wstać. Dalej była osłabiona. Lekko się zachwiała.
Uniosła głowę i zobaczyła wysuniętą rękę w swoim kierunku.
-Nie potrzebuję Twojej pomocy. – warknęła z naciskiem na przedostatnie słowo.
-Nie to nie. – odpowiedział cicho i włożył dłonie do kieszeni.
Sakura szybko wstała i bardzo tego pożałowała. Znów zakręciło jej się w głowie. Powoli ruszyła przed siebie. Szli cały czas w ciszy. Dziewczyna zaczęła odzyskiwać panowanie nad sobą. Toksyny przestały już działać. 
Różowo-włosa była zamyślona. W jej głowie układał się plan ucieczki od NIEGO.
-Nad czym tak myśli Twój mały móżdżek ? -  spytał sarkastycznie.
-Nad tym jak bardzo musisz być paskudny skoro nawet nie zdjąłeś tego kapelusza.. – odpowiedziała z uśmiechem.
Zaśmiał się i zrzucił kapelusz. Oczom dziewczyny ukazał się czerwonowłosy chłopak. Miał piękne orzechowe oczy a kosmyki jego włosów lekko powiewały na wietrze.
-Zamurowało Cię? Nic nie powiesz? – spytał sarkastycznie.
-Nieeee. Uważam, że wymioty mówią głośniej niż słowa palancie. – warknęła.
-Pff.. Tylko tak mówisz kochanie.
Sakura miała dosyć tej rozmowy. Zignorowała go i szła dalej z wysoko podniesioną głową.
-Chyba się nie przedstawiłem. Możesz mi mówić „Panie Sasori” , „Lordzie Sasori” lub „Mistrzu Sasori”. – powiedział z wrednym uśmieszkiem.
-Lord idiota. – powiedziała cicho pod nosem i poczuła na sobie morderczy wzrok chłopaka.
Aż do zmroku wymieniali się wrednymi i kąśliwymi uwagami.

Chapter 1

-Sasukę, kocham Cię. 

Od wypowiedzenia tych słów minęło pięć lat. Sakura bardzo zmieniła się od tego czasu. Stała się silna psychicznie i fizycznie. Rozwinęła swoje umiejętności medyczne, przerosła nawet samą Tsunade. Zmieniła się też zewnętrznie. Zapuściła włosy, które teraz sięgają jej do bioder, nabrała krągłości jeśli chodzi o klatkę piersiową. Dwa lata temu jej rodzice zginęli w pożarze, który strawił ich cały dom i dobytek. Dokładne oględziny ruin posiadłości Haruno dowiodły, że ogień został specjalnie podłożony .. To nie był „nieszczęśliwy wypadek”. Sakura musiała szybko dojrzeć i postanowiła, że dowie się kto za tym stoi. Choć od tego czasu w jej sercu zagościło ziarenko nienawiści i żądzy zemsty, panowała nad tym i nie pozwalała na to, aby stała się taka jak Sasuke. Nie lubiła go. Ba, można śmiało stwierdzić , że go nie znosiła. Niedawno razem z Naruto i  Sai’em przyszło im się zmierzyć z młodym Uchihą. Wtedy dotarło do niej, że ten mężczyzna już nic dla niej nie znaczy. To nie był ten tajemniczy i chłodny chłopak którego pokochała, tylko maszyna do mordowania napędzana nienawiścią.
***
Słońce już górowało nad Konoha-Gakure.
Sakura jeszcze spała. Promienie słońca wpadały do jej pokoju wprost na twarz dziewczyny. Oczy różowowłosej powoli zaczęły się otwierać. Przeciągnęła się i poszła do łazienki, przemyła twarz wodą po czym się ubrała. Za 15 minut zaczynała zmianę w szpitalu więc musiała się pospieszyć. Jej oczom ukazał się duży, biały budynek a przed nim tabliczka z napisem „Szpital Konoha”. Różowowłosa wpadła do szpitala i przebrała się w strój pielęgniarki. Bardzo lubiła swoją pracę, choć postanowiła, że za parę lat gdy już zbierze więcej doświadczenia chce zostać lekarzem. Pomoc ludziom jest jej największym priorytetem. Czasem wyruszała na misje jako asystujący medic-ninja, ale wolała spokojny szpital niż walczyć wręcz i narażać życie.
-Dzień dobry Sakuro – powitała ją Michiko.
-A rzeczywiście dobry – odpowiedziała i uśmiechnęła się.
Michiko pracowała w szpitalnej recepcji. Miała 18 lat i była szczupłą i wysoką brunetką o czerwonych oczach. Sakura zajrzała w swój grafik. Właśnie musiała podać kroplówkę siedmioletniemu Shiro więc udała się do jego sali.
-Hej mały. – powitała go radośnie.
-Pani Haruno! – krzyknął radośnie i rzucił się na nią.
Dzieci ją kochały. Szczególnie mały Shiro, którego rodzice zginęli podczas wypadku. Sakura podłączyła chłopcu kroplówkę i dała zastrzyk dziewczynce z tej samej sali. Asystowała również przy dwóch operacjach. Dzień w pracy szybko zleciał. Słońce już zachodziło i dziewczyna udała się do domu. Wracała ciemnymi uliczkami Konohy, które jak na złość były opustoszałe.
-No kogo my tu mamy. Słodką pielęgniareczkę. – usłyszała .
Sakura szybko się odwróciła. Parę metrów za nią stało czterech dużych mężczyzn. Nie miała ochotę wdawać się w rozmowę z tymi typkami spod ciemnej gwiazdy więc odwróciła się do przodu i szybko ruszyła przed siebie. Zza zakrętu wyszła piątka  mężczyzn.
-Gdzie Ci się tak spieszy kochanie? – spytał jeden z nich.
Była otoczona. Jakby tego było mało to rozpoznała w mężczyznach jeden z groźniejszych gangów. Dziewięciu na jedną. Ona bez żadnej broni, oni wyposażeni w kastety, kije baseball’owe, noże i maczety.
-Po prostu świetnie. – pomyślała.
Banda zaczęła się do niej coraz bardziej zbliżać blokując jej wszystkie drogi ucieczki. Niebieskowłosy chłopak złapał ją za rękę.
-No choć mała, będziemy delikatni – powiedział i przyciągnął dziewczynę do siebie.
Sakura z całej siły uderzyła go w twarz i kopnęła po tym jak upadł.
-Ty mała suko. – wysyczał przez zęby.
Jakiś osiłek objął ją w pasie tak, że nie mogła się ruszyć. Jeden z bandy rozdarł jej koszulkę tak, że było widać jej stanik. Wszyscy się zaśmiali. Coś przeleciało przy twarzy dziewczyny. Obróciła głowę i zobaczyła kunai wbity w czoło faceta, który ją trzymał. Uścisk zaczął robić się coraz słabszy aż mężczyzna runął na ziemię. Sakura upadła i spojrzała w stronę, z której nadleciał kunai. Na dachu jednego z budynków stał mężczyzna w czarnym płaszczu. Nagle zniknął i znalazł się za jej plecami i zaatakował kolejnego z oprychów. Zaczął wyżynać członków gangu jeden, po drugim. Był tak szybki, że Sakura nie nadążała za jego ruchami. Parę sekund później wszyscy leżeli w kałużach krwi.
-Dz-Dziękuję za ratunek – wyjąkała zielonooka.
Postać w kapturze odwróciła się w jej stronę. Patrzyła na nią w bezruchu , po czym odwróciła się i zaczeła iść przed siebie.
-Hej! Poczekaj, kim jesteś? – spytała już bardziej śmiało Sakura.
-Nikim ważnym – odrzekł i zniknął.
Zielonooka wróciła do domu. Całą drogę rozmyślała nad tym co się dziś zdarzyło. Kim był ten mężczyzna w płaszczu? Czemu ją ratował?  Ten dzień ją przerósł.
-Dobrze, że jutro mam wolne – pomyślała i położyła się spać.
***
Tymczasem w bazie Akatsuki trwały narady.
-W tych ciężkich czasach w naszych szeregach potrzebujemy doświadczonego medic-ninja. Ponosimy za duże straty w członkach naszej organizacji. Pierwszy medyk, który przychodzi na myśl to Sakura Haruno. Niestety trzeba będzie ją zmusić aby wstąpiła do naszej organizacji. Jest z natury pomocna i honorowa więc to nie będzie proste. – orzekł Pain.
Wszyscy członkowie byli co do tego zgodni.
-Jeden z nas wyruszy jutro w kierunku Konohy i przyprowadzi ją do nas. Hmm.. Widzę, że wielu z was ma już przydzielone misje. No to inaczej, kto nie ma co robić jutro ?
-Ja. – odpowiedział rudowłosy.
-Świetnie. Więc o świcie udaj się do Wioski Liścia i sprowadź tą dziewczynę. – powiedział Pain i rzucił w jego kierunku zdjęcie Sakury.
Sasori ruszył w kierunku swojego pokoju.
-Aha! Jeszcze jedno. Dziewczyna ma być żywa, jasne?
-Postaram się. – odrzekł i uśmiechnął się sadystycznie. 
***
Sakura jeszcze nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej dotychczasowe życie niedługo wywróci się do góry nogami. Wszystko przez jedną decyzję, na którą nie miała wpływu.