sobota, 9 lutego 2013

Chapter 2


Sakura szła przez ciemny las. Była brudna i spocona. Bała się… Nerwowo się rozglądała i nasłuchiwała dźwięków wydawanych przez polującego na nią drapieżnika. Usłyszała trzask pękającej gałązki pod naciskiem stopy. Dziewczyna nie oglądając się zaczęła uciekać. Biegła jak najszybciej mogła. Nagle potknęła się o korzeń drzewa wyrastający z ziemi. Chciała znów zerwać się do biegu, ale poczuła wielką falę bólu wydobywającą się z rany na nodze. Powoli odwróciła głowę. Nic na nią nie było. Odetchnęła z ulgą i znów spojrzała przed siebie. Czerwone ślepia patrzyły na nią ze ściany mroku.
-Mam Cię. – wyszeptał jakiś nieludzki głos.
Sakura zaczęła krzyczeć.
Zerwała się z łóżka… Cała spocona i wystraszona. Potrzebowała paru minut, aby dotarło do niej, że to był tylko sen. Oczy miała szeroko otwarte, a źrenice rozszerzone. Gdy już się uspokoiła poszła do łazienki i napuściła wody do wanny. Do wody dolała olejek o zapachu konwalii. Zrzuciła z siebie ubrania w powoli zanurzyła się w wodzie. Zaczęła rozmyślać o swoim życiu, a w większości o tym śnie. Był zupełnie inny od normalnych koszmarów… Był zbyt realistyczny.
Może to jakieś genjutsu.. Nie to głupota, komu by zależało aby mnie wystraszyć – pomyślała dziewczyna.
Sakurę z rozmyśleń wyrwało pukanie do drzwi. Dziewczyna owinęła się ręcznikiem i zeszła zobaczyć kto się dobija do jej domu. Gdy otworzyła drzwi nikogo nie zastała.
Pewnie jakieś głupie dzieciaki się nudzą – pomyślała i wróciła do łazienki. Ubrała się w jeansowe szorty i białą bluzkę. Usiadła na kanapie i zaczęła czytać książkę o medycynie. Sakura poczuła jakiś chłodny powiew zza pleców. Szybko się obróciła. Nic tam nie było.
Zaczynam mieć jakieś paranoje.- pomyślała poirytowana. Dziewczyna miała dość siedzenia w domu i wyszła na dwór.  Ruszyła w kierunku lasu. O tej porze uliczki Konohy były strasznie zatłoczone. Nie było nawet minuty aby ktoś nie szturchnął różowo-włosej. Ktoś mocno ją popchnął przepychając się w tłumie.
-Uważaj jak chodzisz! – zdenerwowała się Sakura i uniosła głowę.
Zamilkła. Przed nią stał wysoki mężczyzna , ok. 26 lat. Czarne, lekko nastroszone włosy i czerwone oczy. Pierwsza myśl, która przyszła jej do głowy to ta , że skądś zna ten wzrok. Czerwonooki  spojrzał na nią. Gdy przyjrzał się jej dokładnie jego wzrok, który wcześniej nie okazywał żadnych emocji zmienił się w szyderczy i nie miły, a na jego twarz wstąpił wredny uśmieszek. Sakura oprzytomniała, strasznie zdenerwował ją ten chamski wyraz twarzy.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem i wyminął dziewczynę.
Zielonooka nie wiedziała o co kolesiowi chodzi i również postanowiła go zignorować.
Gdy w końcu dziewczyna znalazła się w lesie wzięła głęboki wdech i zapomniała o problemach. Uwielbiała to miejsce. Ciche, spokojne… Takie miejsca emanowały pozytywną energią. Sakura udała się nad mały strumyk. Zmoczyła twarz wodą i położyła się na trawie. Wsłuchiwała się w leśne odgłosy. Najgłośniejszy był strumyk, gdy wsłuchała się uważniej usłyszała ćwierkające ptaki, dzięcioła stukającego dziobem w drzewo…
Wszystkie otaczające ją dźwięki zaczęły być coraz cichsze , aż dziewczyna usnęła.
Sakura obudziła się kilka godzin później.
Cholera, już tak późno?! – pomyślała i szybkim krokiem zmierzała do domu.
Kilkanaście minut później była u drzwi swojego mieszkania. Sakura włożyła klucz do zamka i przekręciła. Nagle jej uwagę przykuł księżyc. Była dziś wyjątkowo piękna pełnia. Cicho westchnęła i weszła do środka.
Coś było nie tak.
Stara ramka była zwrócona zdjęciem do dołu. Dziewczyna rozejrzała się wzięła je do ręki. Na zdjęciu znajdowała się ona i jej rodzice przed wielkim białym domem, który został doszczętnie zniszczony podczas pożaru. Odstawiła je na miejsce i ruszyła w kierunku kuchni. Sakura stanęła jak wryta i zamknęła oczy. Na szyi poczuła zimną stal. Ktoś był za nią.
-Nie ruszaj się. – usłyszała chłodne polecenie zza pleców.
Zielonooka strasznie się bała i nie wiedziała co robić, lecz nie dawała po sobie tego poznać. Wzięła głęboki wdech i otworzyła oczy.
-Kim jesteś i jak się tu dostałeś? – spytała cicho.
-Kim? To nie ma żadnego znaczenia. Jak? Heh.. Pomyśl. – odpowiedział.
Okej, przynajmniej wiem , że to mężczyzna.  – pomyślała i zaczęła szukać w pamięci momentu, gdy wróg wtargnął do jej domu. Oświeciło ją.
-Wtedy.. Rano, gdy myślałam, że nikt nie przyszedł tak? – spytała śmiało.
W odpowiedzi usłyszała krótki śmiech. Kunai znalazł się jeszcze bliżej jej szyi. Nie mogła nawet przełknąć śliny.
-Dosyć rozmów. Jestem członkiem organizacji zwanej „Akatsuki” i przyszedłem tu, bo nasz dowódca stwierdził, że możesz nam się przydać. Teraz udasz się ze mną do naszej siedziby. Nadążasz młoda? – spytał wrednie na koniec.
-Ta. – syknęła Sakura.
-Świetnie. To idziemy. – powiedział.
-Chwila. A co jeśli się nie zgodzę? – spytała pewna siebie, choć wewnątrz strasznie się bała.
Znów się zaśmiał. Złapał jej rękę i wykręcił do tyłu nie odsuwając kunai’a od jej szyi ani na milimetr. Zbliżył usta do jej ucha.
-I tak nie masz wyboru. – wyszeptał. Jego wargi musnęły ucho Sakury, a gorący oddech drażnił skórę. Zdała sobie sprawę z tego, że nie ma szans na ucieczkę. Jej obmyślanie planu ucieczki przerwał napastnik, który przyłożył jej do twarzy wilgotną ścierkę. Była czymś nasączona. Oczy zaczęły się jej  zamykać i straciła równowagę. Była gotowa na ból spowodowany uderzeniem w podłogę, ale nic takiego się nie stało. Poczuła tylko, że ktoś obejmuje ją w pasie i straciła przytomność.
***
Świat wiruje. Mnóstwo kolorowych obrazów przemyka przez głowę dziewczyny. Całe dzieciństwo. Wszystko zwolniło, gdy przed jej oczyma ukazał się płonący dom. Słychać trzaski. Języki ognia poruszają się we wszystkie strony, tańcząc swój taniec śmierci. Sakura płacze, właśnie straciła wszystko. Pierwsza kropla deszczu spadła na jej policzek. Stała tak podczas ulewy patrząc jak ogień stopniowo gaśnie. I nagle ciemność. Sakura czuje jakby płynęła w próżni. Powolne i powtarzające się ruchy, które wprawiają jej ciało w kołysanie. Nie wie co się dzieje. Nic nie pamięta… Cisza. Kołysanie ustało. Nagle słyszy czyjś głos, prawie szept. Jakby przez niewidzialny filtr. 
Ra… Ura..Akura… Sakura… – głos robił się coraz głośniejszy.
Znów nastała cisza.
Plask! Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy. Światło zaczęło ją bardzo razić. Gdy już przyzwyczaiła się do promieni słonecznych dotarło do niej, że ktoś ją uderzył. Siedziała oparta o drzewo a tuż naprzeciw znajdował się członek Akatsuki, którego twarz krył charakterystyczny kapelusz.
-No,no. Dopiero plaskacz Cię obudził śpiąca królewno. – powiedział wrednie.
Sakura chciała już mu coś odpyskować, ale strasznie kręciło jej się w głowie i było jej nie dobrze. Skuliła się.
-Lepiej się nie unoś. Twój organizm jeszcze nie pozbył się toksyn, których się nawdychałaś. Działają jak narkotyk. – powiedział i pogłaskał ją po policzku palcem.
Zadrżała. Chłopak miał takie zimne ręce. Poza tym czuła do niego obrzydzenie. Podły morderca,  który ją porwał i zmusił do wdychania toksyn. To przez niego tak cierpiała.
Zielonooka odsunęła się tak, aby jego ręka już nie dotykała jej policzka.
Chłopak cicho westchnął.
-Wstawaj. Nie mam siły już Cię nosić. W siedzibie będziemy dopiero jutro. Przenocujemy gdzieś w lesie i o świcie ruszymy dalej. – powiedział unosząc się.
Sakura oparła się na rękach i próbowała wstać. Dalej była osłabiona. Lekko się zachwiała.
Uniosła głowę i zobaczyła wysuniętą rękę w swoim kierunku.
-Nie potrzebuję Twojej pomocy. – warknęła z naciskiem na przedostatnie słowo.
-Nie to nie. – odpowiedział cicho i włożył dłonie do kieszeni.
Sakura szybko wstała i bardzo tego pożałowała. Znów zakręciło jej się w głowie. Powoli ruszyła przed siebie. Szli cały czas w ciszy. Dziewczyna zaczęła odzyskiwać panowanie nad sobą. Toksyny przestały już działać. 
Różowo-włosa była zamyślona. W jej głowie układał się plan ucieczki od NIEGO.
-Nad czym tak myśli Twój mały móżdżek ? -  spytał sarkastycznie.
-Nad tym jak bardzo musisz być paskudny skoro nawet nie zdjąłeś tego kapelusza.. – odpowiedziała z uśmiechem.
Zaśmiał się i zrzucił kapelusz. Oczom dziewczyny ukazał się czerwonowłosy chłopak. Miał piękne orzechowe oczy a kosmyki jego włosów lekko powiewały na wietrze.
-Zamurowało Cię? Nic nie powiesz? – spytał sarkastycznie.
-Nieeee. Uważam, że wymioty mówią głośniej niż słowa palancie. – warknęła.
-Pff.. Tylko tak mówisz kochanie.
Sakura miała dosyć tej rozmowy. Zignorowała go i szła dalej z wysoko podniesioną głową.
-Chyba się nie przedstawiłem. Możesz mi mówić „Panie Sasori” , „Lordzie Sasori” lub „Mistrzu Sasori”. – powiedział z wrednym uśmieszkiem.
-Lord idiota. – powiedziała cicho pod nosem i poczuła na sobie morderczy wzrok chłopaka.
Aż do zmroku wymieniali się wrednymi i kąśliwymi uwagami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz