sobota, 9 lutego 2013

Chapter 3


Słońce już zaszło, a w lesie panował półmrok. Sakura maszerowała za Sasorim i patrzyła w ziemię. Była pogrążona w myślach typu : „Czemu akurat ja?” lub „Sasori jest tępakiem.” . Dziewczyna nie zauważyła, że chłopak się zatrzymał i wpadła na niego.
-Młoda, tutaj rozbijemy obozowisko. – powiedział stanowczo.
Młoda? No tak… Był starszy.. Gdzieś o 10 lat na oko. – pomyślała.
Czerwonowłosy zaczął rozbijać namiot. Sakura usiadła pod drzewem i obserwowała jego walkę z przedmiotem nieożywionym jakim był owy namiot. Po 20 minutach Sasori zakończył zmagania i z miną zwycięzcy spojrzał na Sakurę.
-Kretyn. – mruknęła.
-Słyszałem to. – krzyknął.
-Dobra, no więc Lordzie Idio… Sasori. Teraz rozbij namiot dla mnie. -  rozkazała na co chłopak odpowiedział jej głośnym śmiechem. Sakurze skoczyło ciśnienie.
Yhh.. Jak on mnie wkurza. – pomyślała zirytowana.
-Śpisz obok mnie. Nie jestem taki głupi, żeby dać Ci uciec, co na pewno byś zrobiła gdybym spuścił Cię z oka choć na moment. – odpowiedział z uśmiechem.
-Taa… Nie jesteś głupi? Wmawiaj sobie dalej. – odpyskowała po to, aby czerwonowłosy nie zauważył jej zmartwienia tym, że kolejny plan ucieczki legł w gruzach.
Gdy już całkowicie zapadł zmrok Sasori rozpalił ognisko i usiadł wpatrując się w płomienie poruszające się we wszystkie strony. Sakura wyjrzała z namiotu i zobaczyła przygnębionego chłopaka. Na jego twarzy widniało cierpienie. Coś drgnęło w zielonookiej, nie była w stanie dalej znieść jego smutku. Wyszła z namiotu i usiadła obok niego. Dopiero po chwili Sasori spostrzegł jej towarzystwo.
-Coś się stało? – spytała ostrożnie.
-Tak. Siedzę pośrodku lasu z pyskatą małolatą, która mnie nie znosi. – odpowiedział z uśmiechem nie patrząc na nią.
-Nie o to mi chodziło. Co Ci jest na prawdę? Widzę, że coś ukrywasz .
Spojrzał na nią zdziwiony.
-Nic mi nie jest. Idź już spać młoda i się nie wymądrzaj. – powiedział oschle.
-Dobra. Pff.. A jednak taki wredny debil nie mógł cokolwiek czuć. – warknęła i poszła do namiotu.  Nie mogła zobaczyć tego, że jej słowa zraniły Sasoriego. Tym razem wyraz jego twarzy mówił wszystko.
Po godzinie czerwonowłosy położył się w namiocie i patrzył na dziewczynę pogrążoną we śnie, która leżała obok.
***
Sakura powoli zaczęła się budzić. Był jej tak wygodnie i ciepło…Wtuliła się jeszcze bardziej.
Coś było nie tak… Sakura szybko otworzyła oczy. Okazało się, że zielonooka była wtulona w Sasoriego. Dziewczyna zerwała się jak oparzona i zaczerwieniła się. Na szczęście czerwonowłosy spał.
Fuj! Yhhh.. Blee. Dobrze, że debil się nie obudził, bo inaczej nie dałby mi spokoju. – pomyślała i wyszła z namiotu.
Chłopak powoli otworzył oczy.
Sakura przeszła się kawałek po lesie, aż dotarła nad duże jezioro.
Przykucnęła na brzegu i patrzyła na swoje odbicie w tafli wody. Nadeszła właśnie okazja na ucieczkę, ale…Bała się. Jeśli doszłoby do walki między nią a Rudzielcem to nie miałaby najmniejszych szans.
-Jestem taka żałosna – powiedziała pod nosem i rzuciła kamieniem w to miejsce na wodzie, gdzie odbijała się jej twarz.
Jeśli teraz nie ucieknę to nie ucieknę już nigdy… – pomyślała.
-Powinnaś choć trochę uwierzyć w siebie – usłyszała zza pleców.
Gwałtownie się obróciła. Za nią stał Sasuke.
-Czego chcesz?! – warknęła.
-Mam zlecenie kochanie.
-Jakie? – zdziwiła się Sakura.
-Mam Cię zabić – odpowiedział spokojnie.
Z jego rękawa wyskoczyły cztery węże, które miały obezwładnić Sakurę, lecz zrobiła szybki unik.
Chakra chłopaka zaczęła unosić się nad jego ciałem. Miała odcień ciemno fioletowy i emanowała żądzą mordu. Źrenice Sakury skurczyły się, strach zaczął ją paraliżować. Sasuke zaczął powoli się do niej zbliżać wyciągając katane. Jakiś głos w głowie różowowłosej krzyczał „Uciekaj.” , lecz ona nie mogła się ruszyć. Wzięła głęboki wdech i zaczęła uciekać. W tej chwili nie myślała o niczym innym , tylko o przetrwaniu. Słyszała, że czarnowłosy rzucił się za nią. Rozpoczął się pościg na śmierć i życie. Ona była wystraszoną gazelą, on był wściekłym gepardem.
Po dwudziestu minutach ucieczki dziewczyna była wyczerpana. Miała dziwne uczucie, że coś takiego się kiedyś zdarzyło.
Sakura szła przez ciemny las. Była brudna i spocona. Bała się… Nerwowo się rozglądała i nasłuchiwała dźwięków wydawanych przez polującego na nią drapieżnika. Usłyszała trzask pękającej gałązki pod naciskiem stopy. Dziewczyna nie oglądając się zaczęła znów biec. Biegła jak najszybciej mogła. Nagle potknęła się o korzeń drzewa wyrastający z ziemi. Chciała znów zerwać się do biegu, ale poczuła wielką falę bólu wydobywającą się z rany na nodze. Powoli odwróciła głowę. Nic na nią nie było. Oświeciło ją. Ten sen… Parę dni temu miała dokładnie taki sam sen. Skupiła się i starała sobie przypomnieć co się w nim działo.
O cholera – pomyślała i szybko się odwróciła.
Czerwone ślepia patrzyły na nią ze ściany mroku.
-Mam Cię. – wyszeptał.
Sakura zaczęła krzyczeć. Resztkami siły zmusiła się do biegu.
-To nic nie da. I tak Cię dorwę tchórzu! – wrzasnął za nią Sasuke.
Szybciej biec już nie mogła, a mimo to cały czas czuła, że dystans między nią a Uchihą się zmniejsza. Był coraz bliżej. Sakura patrzyła w ziemię.
To kwestia paru minut zanim stracę życie- pomyślała.
Wpadła jak mniemała na drzewo. Mocno uderzyła głową o ziemię i spojrzała przed siebie.
To nie było drzewo. To był ktoś… – ostatnie myśli dziewczyny zanim zemdlała.
***
Dziewczyna zerwała się. Była strasznie zdezorientowana.
Co się działo? Czemu jeszcze żyje? Gdzie jest?
Rozejrzała się dookoła. Leżała na łóżku. Pokój był dosyć duży. Ściany były pomalowane na biało, podłoga była wyłożona bardzo ciemnym drewnem. Prawie czarnym. Dwa okna zasłaniały ciemne rolety. W pokoju znajdowało się parę mebli, wszystkie w czarnym kolorze. Biurko, łóżko, stolik nocny i szafa. Pomieszczenie wydawało się Sakurze strasznie puste.
Powoli się podniosła i podeszła do pierwszych lepszych drzwi. Gdy je otworzyła, myślała, że to jakaś garderoba lub łazienka. Lecz gdy jej oczy przyzwyczaiły się do mroku ujrzała na końcu pomieszczenia niski, duży stół na którym stało jedyne źródło światła czyli świeca. W pomieszczeniu nie było okien. Gdy bardziej się zbliżyła ujrzała Sasoriego grzebiącego przy jakiejś kukle.
-Sa..Sasori. Co się stało? Gdzie jestem ? – spytała cicho.
-Zasłabłaś gdy Uchiha Cię gonił. A to jest budynek organizacji Akatsuki, od dziś Twój dom – odpowiedział nie przestając pracować przy lalce.
-Gdzie on jest? – spytała drżącym głosem.
-Kto?
-Sasuke.
Chłopak cicho westchnął.
-Wycofał się…Przynajmniej w tym starciu.
Sakura się zdziwiła. Czy to oznaczało, że ON ją obronił?
-Em.. Dziękuję za ratunek. – powiedziała cicho.
-Nie dziękuj. To był mój obowiązek. Gdybyś Ty zdechła to Pain by mnie zabił. W ogóle to wyjdź z mojej pracowni – warknął, złapał dziewczynę za ramię i prowadził ku drzwiom. Teraz Sakura spostrzegła, że wszędzie były lalki. Na półkach, pozawieszanie na różnych hakach, leżały też na ziemi. Tysiące kukiełek.
Gdy oboje wyszli z owego pomieszczenia Sakurze rzuciły się w oczy rany brązowookiego. Miał zadrapany policzek, głęboką ranę na prawej ręce , ślady ugryzień węża na szyi i nóż wbity w nogę. Chłopak usiadł na łóżku i oparł głowę o dłoń i patrzył niewidzącym wzrokiem w ścianę.
-Opatrzę Ci rany – powiedziała spokojnie i wyjęła ze swojego plecaka wodę utlenioną i  bandaże.
Najpierw wyjęła nóż z nogi Sasoriego. Chłopak syknął. Przemyła prawie wszystkie rany, została tylko ta na policzku. Twarz Sakury była bardzo blisko jego twarzy gdy przemywała zadrapanie. Sasori spojrzał głęboko jej w oczy. Czuł, jakby tonął w tych zielonych źrenicach. Różowowłosa była zdziwiona. Jego wzrok był taki… czuły.
 Nagle ktoś gwałtownie otworzył drzwi do pokoju. Stanął w nich Deidara.
-Chyba wam przeszkodziłem.. – stwierdził zdziwiony.
-Nie. Młoda tylko opatrywała moje rany – odparł oschle.
Pff.. Znów jestem tylko „Młodą”, ale to spojrzenie nie było udawanie. Niemożliwe żeby był takim dobrym aktorem… Chyba, że…  – rozmyślała Sakura.
-Niech Ci będzie. Pain chciał żebyś zdał raport z misji.
-Dobra, przekaż mu że zaraz przyjdę.
Blondyn przytaknął i wyszedł.
-Nie ruszaj się stąd. Lepiej idź spać – powiedział ozięble.
-Yhm  – burknęła.
Gdy chłopak wyszedł Sakura położyła się i rozmyślała. W ogóle nie umiała go zrozumieć. Jedno przeczy drugiemu…Jego zachowanie jest strasznie dziwne. Raz ją lubił, troszczył się i martwił…A raz miał ją głęboko w dupie, denerwowała go i … i chyba jej nienawidził.
***
Po zdaniu raportu Rudzielec i Deidara usiedli w kuchni. Sasori popijał zieloną herbatę a blondyn piwo.
-Możemy pogadać? – spytał śmiało Dei.
-O czym?
-O tej młodej.
-Nie ma o czym. Wkurza mnie i tyle.
-Nie prawda. Widziałem jak na nią patrzyłeś. Pierwszy raz widziałam u Ciebie takie spojrzenie, więc się nie wykręcaj.
Czerwonowłosy westchnął.
-Chwila słabości – powiedział cicho.
-Kochasz ją? – spytał wprost blondyn.
Sasori oparł głowę na ręce i zmrużył oczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz